lip 31 2020

Tkanka


Komentarze: 1

„Co z ciebie za człowiek, że nie wzruszasz się na widok delfina?!” – krzyczy Anthony Queen w ekranizacji Zorby. Jak to możliwe, że nie doceniasz piękna i radości istnienia, że nie widzisz w tych wyskokach z wody spełnienia odwiecznego pragnienia absolutnej wolności? Jak można tego nie widzieć?!

 

Można jednak nie widzieć. A to nie wszystko. Można chcieć złapać tego delfina hakiem lub bosakiem i wypatroszyć, a gdy jego uśmiechnięte oczy wypełnią się przerażeniem, nie poczuć absolutnie nic i sprawiać zwierzę dalej. Gdyby celem było zjedzenie mięsa, podobno rzeź można jeszcze pojąć (czyżby?), ale gdy jest to już jedynie rozrywka bądź „konieczność” wynikająca z tradycji lub zaistniała w konsekwencji znalezienia się na takim polowaniu, to już co innego.

 

A jak daleko jest od niepodziwiania piękna i nieodczuwania współczucia do zadawania cierpienia w sposób celowy? I co to znaczy „celowy”? To znaczy, że znajduje się w zadawaniu bólu satysfakcję. Mniejsza o to, czy jest ona uświadomiona, czy nie. Po prostu zapada decyzja, że ból będzie zadany. Można nie znać wszystkich konsekwencji takiego zamiaru, a szczątkowa empatia nie będzie wspierać wyobraźni, ale to lepiej dla oprawcy. Dla sprawianego zwierzęcia nie ma to większego znaczenia, czy kat mu współczuje. Wypełnia je zdziwienie i przerażenie, które powoli ustępują nieodwołalności, stopniowo pozbawiającej w swym ruchu świadomości. Ból też ma swój kres. Gdy już zmieni oczy w mętną galaretę, gdy wydobędzie z ciała wszystkie możliwe spazmy i drgnięcia, wreszcie zapada się w siebie i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zostawia zmaltretowaną tkankę, przestając ją dręczyć. Jest po wszystkim. Bezkształtna masa może spocząć na estetycznych tackach i zostać podana w pięknym anturażu na stoły. Albo zostać zmielona na mączkę, która wypełni ciała kolejnych istot prowadzonych na rzeź.

 

Różewicz ocalał. Tak napisał. Inni z pokolenia Kolumbów także. Choć chwilowo, bo teraz ich nie ma. Albo mają sto lat i nawet nie wiedzą, że była jakaś wojna, a cewnik przypomina im smoczek. To rzeczywiście najpiękniejszy ze światów, Herr Leibniz.

 

Nie widać sprzeczności między okrucieństwem i ozdabianiem ciała wizerunkami bezbronnych zwierząt. Totemiczne pohańbienie nie może zajść, jeśli zabija się inne istoty od tych, których wyobrażenie jest święte. A jednak jest w tym albo bezdenna głupota, albo nieskończone okrucieństwo, albo kolejna odsłona przesłodkiej ludzkiej naiwności. Oczywiście, jak zwykle, na pewno będzie to ta ostatnia opcja. Czy jest to jednak istotne dla życia, które stanie się kolejnym kawałkiem mięsa? Nie wiem. Ty wiesz? Jeśli tak, powiedz mi, proszę.

 

Ręka rzeźnika funkcjonuje mechanicznie. Dźwignia, szarpnięcie, skórowanie, wbicie, przechylenie – to po prostu zakres zautomatyzowanych ruchów. Gdy jednak ktoś patrzy w oczy stworzeniu, które błaga o litość, którego świadomość próbuje objąć coś nieświadomego, bo ostatecznego, a mimo to z delikatnym podniesieniem kącików ust przystępuje do metodycznego uboju – wtedy znowu pojawia się Anthony Queen w roli Zorby, ale nie krzyczy: „Jaka piękna katastrofa!”, tylko płacze.

tattwamasi   
Nazywam się A
04 sierpnia 2020, 12:43
Dylemat: głupota, okrucieństwo czy naiwność... Czy nie ma innych opcji? Przychodzą mi na myśl ucieczka i obrona... Czy to ma znaczenie dla oprawianego zwierzęcia? To chyba zależy od tego, co z niego zostanie. Jeśli martwy kawałek mięsa - nawet nie ma sensu o tym myśleć. Gdy jednak coś z życia ocaleje (Różewicz) to chyba ma fundamentalne znaczenie dla przetrwania... Taką mam nadzieję...

Dodaj komentarz