Komentarze (0)
Nie było mnie, a przecież byłem. Gdy zniknę zupełnie, niewiele się zmieni, bo nawet niewiadome się nie spiętrzą, a jedynie utkną w niedopowiedzeniu. Czy możliwa jest wiedza na czyjś temat, czy jedynie przypuszczenia i interpretacje? Nie odpowiem, bo nie wiem, jak zwykle zresztą. Pewne jest jednak, że milczenie mogło być końcem. I trochę nim było. Minął czas. Pejzaż stracił kilku bohaterów, którzy w nim tkwili od zawsze. Nie na zawsze jednak, co przecież jest zupełnie pewne, ale jednocześnie absurdalne. A przede wszystkim trudno pojmowalne i to nawet wtedy, gdy jawi się jako fakt lub ich zbiór. Fakty są niezaprzeczalne podobno, choć i tak większość z nas w nie nie wierzy lub robi wiele, jeśli nie wszystko, by im zaprzeczyć lub przynajmniej na jakiś czas o nich zapomnieć. To, czego nie widzę, nie istnieje. To, czego nie chcę widzieć, istnieje tylko trochę i czasami. Prawda i nieprawda jednocześnie. Choć bardziej nieprawda.
13 grudnia 2020, 27 marca 2022, 19 czerwca 2022. Niby tylko daty, nic więcej. Dla mnie znaczą coś jeszcze. Zniknięcia.
Tercet najbliższych nie kończy pochodu w nicość. Nie mogę jednak napisać, że go rozpoczął, bo wszystko to trwa nieprzerwanie od chwili, gdy przejawiła się we mnie świadomość. Szumne to sformułowanie, ale niech będzie. Tym bardziej że dopóki będzie ona, ten orszak będzie się stawać coraz liczniejszy, aż zamieni się w masowy pochód, którym teraźniejszość uda się w przeszłość. I dopiero zniknięcie świadomości zwieńczy ten proces. Dopiero wtedy naprawdę znikną setki imion, jakby ktoś je starł z tablicy. Będzie wśród nich i moje.