kwi 24 2020

Dialog wewnętrzny


Komentarze: 2

To jest jednak tchórzostwo. Jestem tchórzem. Boję się tego, jaki jestem, nie chcąc się jednocześnie zmienić, bo przestałbym wtedy czerpać sporo przyjemności. Tej wprost i przewrotnej.

 

- Ale czy to się bilansuje?

- A czy musi się bilansować?

- Może powinno, bo koszt sumienia jest na tyle duży, że co jakiś czas stajesz pod ścianą naprzeciwko plutonu egzekucyjnego.

- No cóż… „Ma sumienie, niech się męczy”, mówi Raskolnikow.

- Ale ty nikogo nie zrąbałeś siekierą. Raskolnikow, tak…

- Obawiam się, że zrobiłem gorsze rzeczy, niż zabicie kogoś. Podążajcie za prawdą, a prawda was wyzwoli, czy jakoś tak to idzie. Wiadomo, co się dzieje z kimś, kto tkwi w nieprawdzie. Taka osoba jest zniewolona.

- Ale ta wypowiedź odnosi się do wiary w Boga, nie do kwestii moralnych, o których mówisz…

- No dobrze. Nawet jeśli się zgodzę, że moralność Boga jest wątpliwa, bo ukrzyżował swojego syna za moje i twoje grzechy, bo jest Bogiem zawistnym, i sam tak o sobie mówi, bo dał nam wolną wolę, za której użycie ukarał nas wypędzeniem z Edenu, bo, bo, bo… Ciągle ma tę przewagę, że będąc bytem metafizycznym, tworzonym również przeze mnie, nadal może wymagać ode mnie tego, abym był idealny i jak najlepszy. Upadek wchodzi w grę, choć jest karany okrutnie i nieodwołalnie. Chrystus został skatowany na śmierć i ukrzyżowany, Adam i Ewa dali początek nam, najpewniej również depresji, bo przecież nawet jeśli byli najgłupszymi istotami na świecie (co tragikomiczne, stworzonymi na obraz i podobieństwo, ale to może być błąd przekładu), to jednak musiało dotrzeć do nich, co stracili. A więc, jeśli upadnę, zostanę ukarany. Upadam, bo tego chcę, czy dlatego, że mam w sobie skłonność do upadku? Co powoduje, że jedni upadają bardziej, drudzy mniej? Czy ten, który upada rzadziej albo wcale, nie jest przypadkiem lepszy od tego, kto robi to ciągle? A jeśli jest lepszy, to przecież oznacza, że ten drugi jest gorszy. Wniosek: jestem gorszy, a więc jestem zły. Bo upadłem pierwszy raz kiedyś, a miałem nie upaść nigdy. Potem stało się już wszystko jedno, ile tego będzie, bo kara nastąpi i tak, a nie udało się zachować czystego konta.

- Myślisz, że to możliwe, by być człowiekiem i zachować czyste konto od upadku? Znasz takiego człowieka? A nawet jeśli, to co o nim wiesz tak naprawdę? Sądzisz, że ludzie uwielbiają obwieszczać światu swoje niedoskonałości czy wręcz podłość? Zapewniam cię, że nie. I jeszcze jedno: czy jesteś tak wymagający dla innych, jak jesteś dla siebie? Jest rzecz, której nie wybaczyłeś drugiemu człowiekowi?

- Nie mam czego wybaczać. Nikt nie wyrządził mi nigdy aż tak wielkiej krzywdy, abym musiał to nosić lub wybaczać.

- Aha… to jaką w takim razie krzywdę wyrządziłeś sobie, skoro nie potrafisz jej wybaczyć i jesteś dla siebie tak okrutny? Mógłbyś być taki dla kogoś, oprócz siebie?

- Odejdź... kim ty jesteś?

 

Taka rozmowa. Trochę w środku, trochę na zewnątrz – frywolny dialog.

 

- No to, em, powiedz, czym tak obraziłeś świat, czym tak zniszczyłeś ludzi i podważyłeś boskie prawa albo choćby tylko ludzkie założenia ładu moralnego?

- Skłamałem. A kiedy skłamałem pierwszy raz, zacząłem kłamać zawsze.

- Na pewno zawsze?

- Nie zawsze, z reguły.

- Czyli już nie zawsze, a z reguły. A dlaczego skłamałeś po raz pierwszy?

- Nie wiem.

- Nie „nie wiem”, dlaczego? Chciałeś kogoś zniszczyć czy ocalić?

- Nie sądzę, abym chciał kogoś zniszczyć. Mogłem chcieć ocalić, ale… jak to brzmi?!

- To brzmi po ludzku. Kogo chciałeś ocalić?

- Osobę mi bliską, żeby nie czuła bólu…

- A zdarzyło ci się próbować ocalić siebie, abyś nie czuł bólu i w tym celu posłużyć się nieprawdą?

- Jakim cudem ratunkiem może być kłamstwo?

- To na razie zostaw, bo to, co ty nazywasz „kłamstwem”, wcale może nim nie być. Czyli można kłamać, aby ocalić kogoś przed bólem, ale nie można kłamać, gdy chce się oszczędzić bólu sobie, dobrze rozumiem?

- Nie, w ogóle nie powinno się kłamać! W ogóle! Intencja jest nieważna!

- A to już zależy od tego, jakiego bólu doświadczyło się wcześniej i jak bardzo chciało się go w związku z tym uniknąć, aby nie sprezentować innym. Intencja jest bardzo ważna! A gdyby się okazało, że intencja jest najważniejsza, czułbyś się spokojniejszy?

- Mógłbym się czuć spokojniej, bo wiem, że nigdy nie przyświecało mi pragnienie zranienia drugiej istoty, za to zawsze kierowały mną lęk przed reakcją i bolesność faktów dla kogoś…

- Powtórz teraz te słowa dziesięć razy, tak abyś je usłyszał wyraźnie, a gdy już usłyszysz, powiedz, że człowieka, który kieruje się czymś takim uważasz za złego. Tylko jedna prośba: na początku wyobraź sobie, że to nie ty, a dopiero później podstaw tam siebie.

 

- To tak nie działa.

- Wiem. Ale to tak powinno działać.

 

 

 

25 kwietnia 2020, 14:18
Problem z intencjami polega głównie nie na tym, czy są istotne czy też nie dla samego działania, ale na tym, że nie mogą stanowić usprawiedliwienia. I o nie tylko dla fatalnego efektu. Są niejasne, bo nawet najlepszej intencji może przyświecać "ukryty cel własny", służący bardzo szeroko pojmowanej przyjemności. Intencja więc skierowana jest do wewnątrz, a nie na zewnątrz.
Nazywam się A
24 kwietnia 2020, 16:22
Myślę o intencjach... Jakie one mają w ogóle znaczenie? Intencje są ważne tylko w kontekście oceny... mamy więc intencję, działanie i efekt. Zabierając się do tego od tyłu: - gdy efekt jest "dobry", jakie znaczenie ma sposób działania albo intencja? w praktyce, znikome... można rozwodzić się tylko nad stylem - gdy efekt jest "zły" - tu pojawia się pytanie dlaczego taki jest? "Zły efekt" może być następstwem dobrych intencji i upadku w działaniu, albo złych intencji i sprawności działania. A to już są dwie skrajnie różne sytuacje - i to co je od siebie odróżnia, to intencje właśnie. Dlatego, w kontekście oceny "złych efektów" intencje wydają mi się wręcz kluczowe!

Dodaj komentarz