Archiwum kwiecień 2020, strona 1


kwi 21 2020 Za-sady nie do wyrąbania
Komentarze (2)

Każdy ma jakieś doświadczenia. Truizm. Każdy ma jakieś doświadczenia, w tym również bolesne. Banał. Każdy ma różną liczbę doświadczeń, w tym również dramatycznych. To mógłby być wstęp do kiepskiej pracy magisterskiej o statystyce samobójstw, ale gdybym tak pisał, sam poprosiłbym o eutanazję. Będzie jednak inaczej.

 

Pisaniu tutaj będą towarzyszyć cztery zasady, dwie kardynalne i dwie nieco mniej istotne, ale też ważne. Jak można zaufać komuś, kto zaczyna od tworzenia zasad? Spokojnie, dalsza lektura dowiedzie, jak bardzo mi ich brak. Chcę je sformułować tylko po to, aby pamiętać, że uciekłem tutaj z przestrzeni realnej, by wreszcie dać świadectwo sobie i temu, jaki jestem. Tam, za stalowymi drzwiami, debilny świat od samego początku definiował mnie jako kogoś, kto ma wieść prym. Wypychano mnie więc zawsze z tłumu, który miałem reprezentować, przed kolejny tłum, przed którym miałem występować. Zawsze byłem tak zesrany, że plotłem trzy po trzy, pamiętając o dwóch sprawach: po pierwsze, ludzie lubią się śmiać; po drugie, nie z siebie, tylko z innych. Przyjąłem więc strategię zabawy swoim kosztem, klaunowania i naigrywania się z siebie, które z czasem stały się jedynym sposobem nie tylko autoprezentacji, ale jawienia się w świecie w ogóle. Efekt: pajac, aktor i udawacz, stojący przed audytorium, nie miał nic wspólnego z facetem, który go odgrywał. Był mistyfikacją, fikcyjną postacią stworzoną na potrzeby innych. Tutaj nie jestem dla aplauzu i dopasowania, nie występuję i nie oczekuję w napięciu i drżączce pozytywnych recenzji, których brak całkowicie mnie zdeprecjonuje. Tutaj ja, to ja. Mam być i będę sobą, po latach ukrywania się za fasadami i makijażem klauna. Tutaj mam być czymś, co zostało ze mnie po trzydziestu latach depresji i ciągłego lęku przed odrzuceniem i brakiem akceptacji. A więc pierwszą zasadą jest nieudawanie kogoś innego. Będę tutaj sobą. Nareszcie.  

 

Druga zasada wynika z pierwszej. Szczerość biograficzna potrafi być nudna, bo jest jednostkowa, indywidualna. Gdyby ludzkie życie potraktować jako wzór matematyczny, pod wszystkie X i Y można podstawiać dowolne doświadczenia, zależnie od tego, czyje życie wzięłoby się na ten matematyczny warsztat. Siłą rzeczy będę się opierać na swoich danych i niewiadomych, bo tylko to może zagwarantować, że nie stworzę tutaj kolejnej opowieści o smokach, krasnoludach i gąsce Balbince.  Jeśli przyłapię się na konfabulacji, przyznam się do tego i przeproszę. Jeśli okaże się to recydywą, przerwę pisanie. Tej drugiej opcji się nie obawiam, bo wiem, po co się tutaj pojawiłem. A proces dochodzenia do tego punktu zajął mi dwie dekady. Co najmniej. 

 

Zasada trzecia. Będę się posługiwać opowieściami i przypowieściami, niekiedy zmieniając personalia uczestników dramatu. Nie dlatego, że boję się zdemaskowania, ale przez szacunek dla tych, którzy stali się bohaterami mojego życia. Nie wszyscy zajmują w nim miejsce chwalebne, niektórych już w nim nie ma, ale opowieść o nich nie będzie aktem zemsty albo ponurym rozrachunkiem z tymi, którym nie potrafiłem, nie mogłem lub nie chciałem powiedzieć czegoś prosto w twarz. To będą opowieści, których się bałem dotykać, bo sprawiały ból, ponieważ odkrywały lub taiły obraz rzeczywistości, świadcząc o mnie w sposób, który interpretowałem za najgorszy. Nie dawałem sobie z nimi rady, więc albo udawałem, ze ich nie ma, albo tak bardzo bałem się ich konsekwencji, że tworzyłem z nich rzeczywistość senną. Były jednak moją rzeczywistością, która coraz bardziej wpędzała mnie w ciemność. Nie będę nikogo karać lub podważać. Za wszystkie wydarzenia zrobiłem to ze sobą. Ponadto Ego będzie tutaj wystarczająco dużo, by dawać na dodatek upust małostkowości. 

I zasada czwarta. Na razie jestem tutaj sam, czyli jak zwykle. Ale to może się zmienić i dołączać będą czuby wszelkiego autoramentu, przeszukujące Internet nie wiadomo po co i dlaczego, szukające podniet, sensu lub jego braku, czy zwyczajnie zabijające nudę codzienności. Daję sobie prawo niedopowiadania na niektóre komentarze i uwagi, jeśli uznam, że są raczej kometą absurdu, a nie prawdziwą obecnością. Nie mam zamiaru tworzyć traktatu polemicznego, ale opowiedzieć o czymś, czego części mogą stanowić składowe Twojej/Waszej biografii. Ludzkie spotkanie zawsze ma sens, dyskusja rzadko kiedy.

 

I rzecz ostatnia. Świat nie bardzo lubi czytać długo i dużo, bo nuda panuje wszędzie, a brak talentu dość często autorzy nadrabiają objętością dzieła. Obiecałem sobie, że będę pisać jak najkrócej, choć mój styl nieco to utrudnia. Unikając zdawkowości, będę jednocześnie pamiętać, że cierpliwość ma krótki lont, a empatia ograniczoną dobę biologiczną. Tyle.

 

Stasiuk powiedział: "Życie to jednak strata jest". Chciałbym, aby tutaj tej straty było jak najmniej, a więc nie musieć się zajmować czymś, co w gruncie rzeczy jest nieistotne. 

 

A skoro o stracie mowa, od niej się wszystko zaczyna. Ale to nie dzisiaj. Not yet...

kwi 20 2020 Jest-em
Komentarze (2)

Skoro tu jesteś, włącz jakąś muzykę. Tę, którą lubisz. Zapal kadzidełko, a jeśli irytują Cię przygotwania, mające na celu tworzenie szczególnej atmosfery, to nie hołduj im po prostu. Skoro tu jesteś, nie jest to przypadek i napisałbym nawet, że się cieszę z naszego spotkania, ale jego powód nakazuje powściągliwość. Skoro tu jesteś, oznacza bowiem, że cierpisz. A to nie powinien być nigdy powód do radości. Jednak oznacza to również, że chcesz zrozumieć lub poczuć, jaki ma sens bezsensowne, dlaczego tak siebie nienawidzisz, czy znajdzie się ktoś, kto mimo wszystko (mimo że jesteś najgorszym z ludzi, a każdy, kto przypuszcza inaczej, nie wie o Tobie nic lub prawie nic) pojawi się przy Tobie, albo zniknie, gdy będzie taka potrzeba, pomilczy lub się odezwie, ale przede wszystkim będzie odrobinę chociaż wiedzieć, w jak ciemnej dupie się znajdujesz i jak trudno wydobyć z niej to sterane cielsko, aby poczuć w sobie i na twarzy jasność i ciepło, których istnienie już dawno poszlo w zapomnienie. Masz jakieś imię, konkretne. Nie słyszysz go, gdy ktoś się do Ciebie nim zwraca, a jeśli już je usłyszysz, to wołanie na pewno wieści coś złego, coś, co będzie boleć.

 

Mylić się i nie wiedzieć, o co chodzi, to prawo każdego istnienia. Im większa świadomość i wrażliwość, tym większe zagrożenie, że się nie zrozumie. Tak paradoksalnie. Dlaczego? Zbyt wiele jest zmiennych, za dużo tego, co można wziąć pod uwagę, co tej uwagi się domaga. Ale może w kilka osób uda się przyjrzeć tej mapie kosmicznego burdelu? Może coś dostrzeżemy, poczujemy, czegoś dotkniemy? Bo skoro tu jesteś, czegoś jednak chcesz, choć - za wała zapewne - nie wiesz, czego konkretnie. Bo przecież wyjścia nie ma. Jest za to ból. Przynajmniej tym teraz się nie martw. Połóż się, usiądź, idź, zatrzymaj się. Też bez sensu? To nic. Po kolei. 

 

Ja też mam imię. Też go nie słyszałem i nie słyszę. Też wyję do pustki, która mnie otacza i do której zmierzam. Robię to tak intensywnie i tak długo, że przestałem słyszeć cokolwiek, w tym skowyt innych. Twój także. I dlatego się tutaj pojawiłem. A moje imię zaczyna się na literę "M".

 

Dobrze, że tu jesteś, jesteśmy. Bądźmy i spotkajmy się w środku naszych królestw niczego.